waldemar.m waldemar.m
208
BLOG

Jak sąd robi "frankowiczom" wodę z mózgu Cz.2

waldemar.m waldemar.m Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Ostatnie zdanie Cz.1 okazało się klasyczną satyrą. Debile, wypowiadający się na temat kredytów denominowanych lub indeksowanych, okazali się "na wysokości zadania" i wszystkimi swoimi komentarzami jednoznacznie pokazali, że prawo w Polsce to bagno, a ci, którzy go robią i intempletują do stosowania, to kasta bezmózgowców, której nawet fizycy mogą tylko buty czyścić.

Nikt nie umiał odpowiedzieć na pytanie o genezę pojęcia "kredyt denominowany", a już tym bardziej o datę implementacji takich kredytów do praktyki bankowej,

Nikt też nie dostrzega tej kilkuletniej luki, jaka dzieli moment otrzymania kredytu denominowanego przez Państwo S (2006) od daty implementacji do "Prawa bankowego" przepisów o takim kredycie (2011).

A już zupełnym kuriozum stanowi fakt, że w 2010 sąd wydaje wyrok negujący stosowanie pewnych klauz w umowach o kredyt denominowany, ale ani słowem nie upomina się w tym wyroku o tym, że prawo bankowe nie dopuszczało w 2006 r. zawierania umów na wydawanie kredytów denominowanych.

O debilności myślenia kasty prawniczej, niech świadczy ten fakt, że wszyscy oni zarzucają mi czepianie się umów kredytowych bez uwzględnienia tego, że prawo dopuszcza dowolność zawierania umów.

Nikomu z nich nie przyszło do głowy, że takie gadanie jest dowodem ich bezmózgowości, gdyż ustawodawca uchwalając w 1997 r. prawo bankowe, a w nim art.69, dał jednoznacznie do zrozumienia, że nie ma dowolności przy zawieraniu umów kredytowych.

A w artykule 69 najważniejszym, fundamentalnym kryterium jest bezwzględne określenie waluty kredytu. To kryterium nie dopuszczało takich zmian w Prawie bankowym, jakie zostały wprowadzone do niego 29.07.2011. I do dzisiejszego dnia kilkadziesiąt sądów, tysiące komentatorów politycznych, prawowych, finansowych, i innych ani słowem nie wypowiedziało się na ten temat, chociaż klauzulami niedozwolonymi gęby sobie wycierają na prawo i lewo.

 

Zwracam uwagę wszystkich czytelników na absolutnie dziki sposób myślenia Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, wyrażony w sentencji wyroku. Poniżej jeden mały przykład:

Nie było w chwili zamknięcia rozprawy (art. 316 § 1 k.p.c.) przez Sąd Apelacyjny spornym, iż w dniu 15 maja 2012 r. zostały wpisane przez Prezesa Urzędu Konkurencji i Konsumentów do rejestru klauzul niedozwolonych pod pozycją 3178 i 3179 postanowienia wzorca Banku M o treści:

Mój komentarz:

Fakt, nie było spornym że Prezes wpisał klauzule niedozwolone do odpowiedniego rejestru na pół roku wcześniej, niż odbyła się rozprawa apelacyjna w Białymstoku, ale przecież rozprawa apelacyjna dotyczy wyroku wydanego przez Sąd Okregowy w Olsztynie, na miesiąc przed tym, jak leniwy Prezes Urzędu Konkurencji i Konsumentów raczył ruszyć swoje cztery litery i wpisać odpowiednie klauzule do rejestru! (a miał na to czas od października 2011 r., a więc zmarnował pół roku, czym naraził wszystkich konsumentów na dodatkowe wydatki na rzecz mafijnych banków).

O czym świadczy takie odwracanie kota ogonem? Jednoznacznie o daleko posuniętej degrengoladzie Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.

Sąd Apelacyjny nie miał prawa uwykorzystać ten argument na korzyść apelacji złożonej przez bank.

To jednak nie wszystko. W zanadrzu mam jeszcze lepszą perełkę dotyczącą tego wyroku.

cdn.

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka