waldemar.m waldemar.m
1599
BLOG

Kredyty "frankowe", czyli problem cwaniaków, a nie "frankowiczów"

waldemar.m waldemar.m Polityka Obserwuj notkę 72

Każdemu normalnemu człowiekowi otrzymanie kredytu kojarzy się z bankami i działalnością bankową.

Jednak gdy czyta się ustawę o bankach w Polsce, to człowiek musi stracić wiarę w zdrowy rozsądek i zdolność rozumienia najprostszych nawet rzeczy. Okazuje się, że banki są jedną z wielu instytucji posiadających prawo do udzielania kredytów i ich rozliczania.

Ustawodawca dopuścił do obiegu takie terminy, które pod różnymi klauzulami pozwalają ukryć prowadzenie działalności parabankowej (instytucje finansowe, pośrednicy, jednostki dominujące, itp.), a tym samym, pod autorytetem przypisanym bankom, skrywać działalność spekulacyjną.

A już dopuszczenie do denominowania/indeksowania kredytów w walucie drugiego kraju jest kryminalnym przestępstwem instytucji odpowiedzialnych za stanowienie prawa i funkcjonowanie rynku walutowego w Polsce.

 

Z czym klientom kojarzy się termin "bank"?

Wszystko zależy od pozycji w stosunku do tej instytucji.

Jeżeli jesteś wkładczykiem depozytu, to wierzysz w to, że bank jest w pierwszym rzędzie zobowiązany dbać o twój wkład.

Jeżeli jesteś kredytobiorcą, to wierzysz w to, że bank zrobi wszystko co tylko w jego mocy, żeby przyczyniać się do stabilizacji krajowej waluty i utrzymania stóp procentowych na jak najniższym poziomie.

Jedni i drudzy zapominają, że banki są stroną operacji handlowych i zgodnie z naczelną zasadą biznesu nastawione są na uzyskanie zysków, a więc wszystkie ich działania są skierowane na ich maksymalizację.

Okazuje się, że i jedni i drudzy nie mają racji, o czym można przekonać się, gdy się czyta prawo bankowe, a w nim art. 2.:

Art. 2. Bank jest osobą prawną utworzoną zgodnie z przepisami ustaw, działającą na podstawie zezwoleń uprawniających do wykonywania czynności bankowych obciążających ryzykiem środki powierzone pod jakimkolwiek tytułem zwrotnym.

Z tej prostej, czytelnej definicji banku jednoznacznie wynika, że jest totalnym idiotą ten, kto niesie pieniądze do banku w Polsce i lokuje je tam w formie depozytu, a geniuszem patriotyczności jest ten, kto nie mając zdolności kredytowej idzie do banku i dobija się od tej instytucji otrzymania kredytu, gdyż dzięki takim, na pierwszy rzut oka nienormalnym obywatelom, osoba prawna utworzona zgodnie z przepisami ustaw ma prawo nazywać się bankiem.

To obywatele nie mający zdolności kredytowej dają tym instytucjom szansę obciążania ryzykiem powierzonych im pieniędzy.

Ja tą notkę piszę już 10 dni. Główną przyczyną jest mój stan zdrowia, ale są również przyczyny dodatkowe.

W ciągu tych 10-ciu dni przeczytałem dziesiątki notek na temat kredytów we frankach szwajcarskich i tysiące komentarzy dotyczących takich kredytów.

Pomimo tego, że zadawałem pytania uściślające (w tym skierowane do tych, którzy deklarowali się jako "frankowicze"), nie udało mi się ustalić co to za kategoria ludzi, o których cała Polska mówi "frankowicze".

Udział w dyskusjach nad tym zagadnieniem brało dziesiątki tych, którzy nie tylko nazywają siebie ekspertami, ale dodatkowo deklarowali, że w czasie boomu kredytowego wypowiadali się w środkach masowego przekazu na temat tych kredytów.

Znalazł się nawet jeden taki, który potraktował mnie jak totalnego idiotę i zacytował mi fragment prawa bankowego;

Rozdział 5

Kredyty i pożyczki pieniężne oraz zasady koncentracji zaangażowań

Art. 69. 1. Przez umowę kredytu bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy na czas oznaczony w umowie kwotę środków pieniężnych z przeznaczeniem na ustalony cel, a kredytobiorca zobowiązuje się do korzystania z niej na warunkach określonych w umowie, zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu wraz z odsetkami w oznaczonych terminach spłaty oraz zapłaty prowizji od udzielonego kredytu.

2. Umowa kredytu powinna być zawarta na piśmie i określać w szczególności:

1) strony umowy;

2) kwotę i walutę kredytu;

3) cel, na który kredyt został udzielony;

4) zasady i termin spłaty kredytu;

4a) w przypadku umowy o kredyt denominowany lub indeksowany do waluty innej niż waluta polska, szczegółowe zasady określania sposobów i terminów ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego w szczególności wyliczana jest kwota kredytu, jego transz i rat kapitałowo-odsetkowych oraz zasad przeliczania na walutę wypłaty albo spłaty kredytu;

5) wysokość oprocentowania kredytu i warunki jego zmiany;

6) sposób zabezpieczenia spłaty kredytu;

7) zakres uprawnień banku związanych z kontrolą wykorzystania i spłaty kredytu;

8) terminy i sposób postawienia do dyspozycji kredytobiorcy środków pieniężnych;

9) wysokość prowizji, jeżeli umowa ją przewiduje;

10) warunki dokonywania zmian i rozwiązania umowy.

3. W przypadku umowy o kredyt denominowany lub indeksowany do waluty innej niż waluta polska, kredytobiorca może dokonywać spłaty rat kapitałowo-odsetkowych oraz dokonać przedterminowej spłaty pełnej lub częściowej kwoty kredytu bezpośrednio w tej walucie. W tym przypadku w umowie o kredyt określa się także zasady otwarcia i prowadzenia rachunku służącego do gromadzenia środków przeznaczonych na spłatę kredytu oraz zasady dokonywania spłaty za pośrednictwem tego rachunku.

Czytaliście ten artykuł prawa bankowego? Coś mi się wydaje, że nie!!!

Nie tak dawno, w trakcie najgorętszych dyskusji na temat "frankowiczów" młoda osoba indeksowana do pojęcia "Magdalena Ogórek" rzuciła całej Polsce w twarz trywialnie proste i czytelne hasło:

Całe prawo w Polsce trzeba napisać od nowa!

I miała absolutną rację. Przeczytajcie jeszcze raz artykuł 69 prawa bankowego. Podpunkt 4a i punkt 3 tego artykułu nie mają racji bytu zgodnie z punktem 1 i podpunktem 2 punktu 2 tegoż artykułu.

Nie ma na świecie waluty nazywającej się "waluta denominowana" lub "waluta indeksowana", a więc nie ma fizycznego sposobu sporządzenia umowy w której będzie nazwana taka waluta.

Wniosek: Wszystkie umowy, w których upomina się taka dzikowizna jak "waluta denominowana" lub "waluta indeksowana" są nieważne apriori i nie mają nawet wartości tego papieru na którym zostały wydrukowane.

Jeszcze lepsze kuriozum mamy w artykule 70:

Art. 70. 1. Bank uzależnia przyznanie kredytu od zdolności kredytowej kredytobiorcy. Przez zdolność kredytową rozumie się zdolność do spłaty zaciągniętego kredytu wraz z odsetkami w terminach określonych w umowie. Kredytobiorca jest obowiązany przedłożyć na żądanie banku dokumenty i informacje niezbędne do dokonania oceny tej zdolności.

2. Osobie fizycznej, prawnej lub jednostce organizacyjnej niemającej osobowości prawnej, o ile posiada zdolność prawną, które nie mają zdolności kredytowej, bank może udzielić kredytu pod warunkiem:

1) ustanowienia szczególnego sposobu zabezpieczenia spłaty kredytu;

Punkt pierwszy jednoznacznie uzależnia przyznanie kredytu od zdolności kredytowej kredytobiorcy, co czyni punkt 2 tego samego artykułu taką samą dygresją, jak słynny "Sęk w desce drzewianej. Jest deska, a w niej sęk".

Ponieważ kredyt może być przyznany tylko wtedy, gdy klient ma zdolność kredytową, to wszelkie inne rozważania na ten temat są idiotyzmem.

 

Polacy! Opamiętajcie się. Poślijcie tych wszystkich, którzy wypowiadają się na temat "frankowiczów" wysoko na drzewo, w ślad za banksterami, posłami, politykierami i wszelakiej maści ekspertami.

Nie ma w Polsce problemu kredytów w walucie denominowanej czy indeksowanej. Nie ma w Polsce problemu "frankowiczów".

Jest tylko jeden problem: cwaniaków, którzy nie umieją pisać prawa i tych, którzy nie umieją go czytać.

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka