waldemar.m waldemar.m
914
BLOG

Kto zawinił – Gierek, czy my, specjaliści.

waldemar.m waldemar.m Polityka Obserwuj notkę 51

http://blogroku.pl/2014/kategorie/manipulatorzy-nie-spia,co0,tekst.html

Historia kołem się toczy i zaczepia wszystkich, bez wyjątku.

Nawet tych, którzy już od nas odeszli, przypominając nam, jaki będzie nasz koniec, bez względu na to, czy siedzieliśmy w salach wykładowych amerykańskich uczelni, czy obijaliśmy progi budynków, w których rozgnieździła się ukraińska władza.

Bez niej nie ma przeszłości. Towarzyszy aktualności. Nakłada swój odcisk na przyszłość.

Zakończyłem swoją epopeję z wyborami samorządywymi 2014 jeszcze jedną notką-analizą. Była to analiza finansowa, a zakończyła się upomnieniem śp. E.Gierka, który kierował Polską w tym czasie, gdy ja rozpoczynałem swoje życie zawodowe:

P.S.: A za Gierka, dostawałem zupę i porządny kawałek kiełbasy, albo żółtego sera.

Szybko dostałem taką ripostę, o jakiej nawet nie mogłem marzyć:

Z nieomylną pewnością doprowadził Polskę do bankructwa. Ściślej nie on to zrobił, a skrajnie ufny w swój geniusz Piotr Jaroszewicz, ale to Gierek go chronił. Akurat w naszym domu pisała się jedna z ekspertyz, dlaczego polskie budownictwo MUSI zbankrutować jeśli wdroży się plany fabryk domów. I był to rok 1970/71 - zamawiał Cyrankiewicz, odbierał i mieszał z błotem Jaroszewicz. Potem to samo było jeszcze z elektroniką i z rolnictwem - w tych dziedzinach mam jeszcze precyzyjną wiedzę prosto ze źródła ekspertyz.
Przy czym w przypadku rolnictwa, ekspertyza 16 razy (szesnaście razy !) cofana była do poprawy, jako "zbyt mocna, pani Rysiu to za mocno, proszę złagodzić te... cyfry". Aż mama przyniosła wymówienie i nigdy już nie zajrzała do bankowości.

Gierek winien. Jak najbardziej on winien bankructwu PRL. 

http://manipulatorzy.salon24.pl/618293,nie-dacie-rady-pokonac-mafii#comment_9681475

Wypowiedź blogera "DIM" (naprawdę warta przeczytania) jest pięknie opowiedzianą historią z jego życia, czyli autentykiem, któremu się nie da zaprzeczyć. Ją trzeba przyjąć taką, jaka ona jest i uzupełnić swoimi przeżyciami z tego samego okresu.

 Dlatego tak się ucieszyłem z tego, że mowa poszła o budownictwie, a w szczególności, o budownictwie domów z "wielkiej płyty".

Gdy Gierek zastąpił Gomułkę, to jednym z tych, którzy się z tego jednoznacznie ucieszyli byłem ja. Wprawdzie on mnie bezpośrednio nie pytał o to, czy mu pomogę, ale ja byłem gotów stanóć we wspólnym froncie i włączyć się w proces doganiania cywilizowanego świata.

W połowie lat 60-tych w polskiej prasie anonsowano budowę wielkiego kombinatu chemicznego. Miano w nim produkować polichlorek winylu, najdynamiczniej wchodzący na rynek produkt chemii organicznej.

Z wypiekami na twarzy śledziłem za tą epopeją, gdy uczyłem się na chemika-organika.

Gdy Gierek przyszedł do władzy i obiecał przyciągnięcie kredytów na realizację najważniejszych inwestycji, dzięki którym Polska miała dogonić nie tylko Europę, ale i świat, to wybór kierunku studiów był dla mnie bardzo prosty: chemia organiczna.

W trakcie studiów wykrystalizowała się decyzja władz, co do lokalizacji tej chemicznej inwestycji, a 2 lata po tym, jak ukończyłem studia rozpoczęto nabór załogi dla jej eksploatacji.

Inwestycja składała się z trzech głównych instalacji chemicznych składających się na Kompleks PVC, a więc zespół rekrutacyjny składał się z 3 kierowników przyszłych instalacji.

Ja byłem pierwszym członkiem przyszłej załogi.

To była bardzo droga inwestycja. Kredyt udzielono na nią pod gwarancje Królowej Elżbiety II. Rozmiar marnotrawsta był taki, że aż mi włosy stawały dęba na głowie. Często dyskutowaliśmy w swoim gronie na ten temat.

Któregoś dnia dotarła do nas informacja, że budową Kompleksu odwiedzi I Sekretarz KC PZPR Edward Gierek. Nie wytrzymałem i powiedziałem, że na spotkaniu z załogą powiem jemu o tym marnotrastwie.

Dwa dni później kierownik poinformował mnie o awansie z dyspozytora Kompleksu PVC na dyspozytora całego Kombinatu Chemicznego. To był szok nie tylko dla mnie, ale dla całego Kombinatu. Przecież ja ani jednego dnia nie pracowałem na I etapie – czyli instylacji do produkcji saletry amonowej.

O tym, że awansowano mnie w celu uniemożliwienia mi spotkania z Gierkiem dowiedziałem się po strajku w Gdańsku w 1980 r.

Tak się potoczyły moje losy, że w pewien moment złożono mi propozycję zatrudnienia w firmie z zagranicznymi inwestycjami. Warunek zatrudnienia był jeden: zaproponować nową technologię chemiczną dla budownictwa.

I ja ją zaproponowałem. Wytwarzanie materiału izolacyjnego in statu nascendi.

Tak zaczął się mój romans z budownictwem. W błyskawicznym tempie opanowałem fizykę przegród budowlanych. Uczyłem się norm i prawa obowiązującego w tej sferze.

A w 1987 założyłem firmę i zdobyłem szansę na otrzymanie pierwszego, bardzo dużego zamówienia, ale ... musiałem przekonać kierownictwo firm niepodważalnymi argumentami, że ich obiekty należy modernizować, w tym termoizolować.

Gdy wykonałem to zadanie, zgłosiła się do mnie Spódzielnia Mieszkaniowa i przekonała do przygotowania materiałów, którymi ona mogłaby przekonać zakłady, właścicieli budynków z wielkiej płyty, do tego, żeby oni sfinansowali termomodernizację swoich budynków.

Zgodzili się. I tu zaczął się bieg z przeszkodami. Nikt nie chciał się podjąć wykonania projektu modernizacji. Musiałem pojechać do Warszawy i szukać odpowiedniego biura projektowego. Wybór nie był trudny, gdyż już przy wykonywaniu pierwszego zadania współpracowałem z takim biurem.

Gdy zwróciłem się do nich z tym zadaniem, to okazało się, że w Polsce, pod koniec XX wieku nie ma technologii dopuszczonej do wykonywania termoizolacji budynków mieszkalnych wielomeiszkaniowych.

Musieliśmy opracować nową technologię i przejść cały proces dopuszczenia tej technologii do stosowania w budownictwie, czyli testować produkcję i stosowanie materiałów w Instytucie Techniki Budowlanej.

A jak testować produkcję, której nie ma? Musiałem uruchomić produkcję.

I takim czynem wlazłem w to bagno, które nazywa się budownictwem. Musiałem je rozgrzebywać krok po kroku i budować drogę, po której mógłbym się posuwać.

Jaki osiągnąłem rezultat?

W ciągu 1,5 r., startując od absolutnego zera wdrożyłem trzy technologie termomodernizacji budynków z wielkiej płyty i wykonałem termoizolację 250 tyś. m2 ścian osłonowych i 50 tyś. m2 dachów.

BEZ ŁAPóWEK !!!

Co mogę powiedzieć o budownictwie z tej płyty?

Byłem chyba pierwszym człowiekiem, który badał to budownictwo przy pomocy technik fizycznych (termowizja, badanie rzeczywistych współczynników przenikania ciepła przez przegrody budowlane). Nie tylko badałem już wybudowane budynki, ale opracowałem technikę badania płyt, które dopiero miały być zastosowane w tym budownictwie.

Przy budowie budynków z wielkiej płyty popełniono ogromną ilość błędów. Ale kto popełnił te błędy? Gierek, czy ci, których bloger "DIM" nazywa w swoim komentarzu "inżynierami" i "ekspertami" (chyba należy rozumieć termin "inżynier", jako – "ekspert budownictwa"):

- Eksperci budownictwa wskazywali na wątpliwość

- Zawsze pracowała w zespole z inżynierem - był taki zwyczaj w Banku Inwestycyjny, że każdy zespół ekspertów musiał składać się i z ekonomisty i z inżyniera.

Gdyby "DIM" uważnie czytał i analizowałby to, co napisał, to z przerażenia chowałby swoje zapiski do szuflady:

- Tu trzeba jednak wskazać, że ową sowiecką technologię od razu mocno poprawiano, pod kątem poprawy trwałości. Poza tym spółdzielnie mieszkaniowe na ogół bardzo szybko i wytrwale reagowały na wszelkie ataki wilgoci, grzyba

- Ekspertyza wskazywała też całkowicie pozytywną ekonomicznie, zupełnie realistyczną inną metodę zaspokojenia głodu mieszkań - tzw. cerbety. 

- A warto tu wskazać (praca OCZYWIŚCIE podkreślała to), że owej sowieckie technologii, płyta na 10 piętrze miała tę samą, zupełnie już zbędną, wytrzymałość i niestety także ten sam abstrakcyjnie duży ciężar, co płyta na parterze... 

Z kim pracowała w zespole mama Dim-a? Z inżynierem-ekspertem?

Z dupkiem, przez którego nie była wstanie wykonać ani jednej prawidłowej, rozwojowej ekspertyzy.

Jeżeli już na etapie wdrożenia wielkiej płyty w Polsce, eksperci potrafili poprawiać technologię pod kątem poprawy trwałości, to kto zabraniał budowlańcom-ekspertom poprawiać (a minimum pilnować) technologię produkcji tej płyty i technologię eksploatacji mieszkań z tej płyty.

Gierek? Jaroszewicz? Cyrankiewicz? Inni kacyki i służalcy systemu?

I jeszcze jedno:

Gdyby państwowe przedsiębiorstwa dysponowały odpowiednimi zdolnościami produkcyjnymi w zakresie produkcji cegły, a firmy budowlane, dysponowałyby odpowiednią ilością fachowców, to nikt nie kupowałby technologii wielkiej płyty.

Gdy już na dobre zacząłem wdrażać technologie, pozwalające mi badać fizykę przegród budowlanych, to w pierwszym rzędzie wykonałem badanie bocznej ściany osłonowej 11-sto piętrowego budynku mieszkalnego (płyty bez okien).

Jakie było moje zdumienie, gdy na termowizyjnej fotografii zobaczyłem ... szachownicę. Wypożyczyłem od spółdzielni odpowiedni sprzęt i wywierciłem w najniższej płycie, która przepuszczała iepło tak, jakby jej tam wogóle nie było, otwory kontrolne.

Okazało się, że w płycie nie ma materiału izolacyjnego.

Uważna obserwacja tych płyt pokazała, że można gołym okiem rozpoznać takie "zmnie" płyty.

Dostałem zgodę spółdzielni na przewiercenie dwóch płyt leżących na placu budowy kolejnego budynku mieszkalnego. Gdy dowiodłem, że w nich nie ma materiału izolacyjnego, to spółdzielnia zgodziła się zorganizować mi wizytę w tej fabryce domów, w której kupowała płyty na nowe budynki.

Dla mnie, technologa chemika, budującego i uruchamiającego najnowocześniejsze instalacje chemiczne w Polsce i przechodzącego praktyki inżynierskie na Zachodzie, taka fabryka to była chałtura, ale ... i z tym należało się rozebrać detalnie.

Od rana przygotowali do pokazu produkcję nowych płyt (bez okien i z otworami na okna), dla których część wytrzymałościowa już była przygotowana.

Przy mnie układano materiał izolacyjny. Przy mnie zalewano warstwę osłonową (zewnętrzną). Przy mnie podłączono parę. Przy mnie ją odłączano i po ostudzeniu płyty, wyjmowano ją z formy.

Wiecie kiedy ja zorientowałem się, że w tej partii płyt nie będzie materiału izolacyjnego? Gdy włączono parę.

Gdy nie znalazłem termometru, według pokazań którego pracownicy i nadzór mógliby kontrolować temperaturę w formie, to zruzumiałem, gdzie się podziewa izolacja, którą autentycznie, na moich oczach, włożono w płyty.

Oni ją po prostu wytapiają, gdyż tą izolacją miał być styropian.

Badałem przemarzania ścian, oznaki wilgoci i rozszerzania się grzyba nie tylko po ścianach. Szukałem przyczyn występowania tych zjawisk i doszedłem do jednoznacznych wniosków, że przyczyna leży nie tylko po stronie technologii budownictwa. To my, mieszkańcy jesteśmy odpowiedzialni za te zjawiska. Zbyt wysoka wilgotność powietrza w mieszkaniach spwodowana brakiem, lub obłędnie złą wentylacją, oraz ... fenomenalnie rozregulowanymi systemami centralnego ogrzewania.

Wprowadzam się do nowego mieszkania. Widzę w kuchni 4 żeberka, a w pokojach po 6. Po jakimś czasie wyołam do siebie fachowców spółdzielni dla wykonania jakiś tam poprawek. Proszę ich o przeróbkę systemu centralnego ogrzewania. Od słowa do słowa i dowiaduję się, że za określoną opłatę oni mogą dołożyć mi żeberek. Zgadzam się.

Następnego dnia mam 8 żeberek w kuchnii, po 12 w trzech pokojach i 16 w największym pokoju. Wszyscy są zadowoleni.

Tylko mama DIM-a miała kolejny argument na korzyść krytyki systemu w Polsce.

Nawet przez chwilę nie zastanawiam się nad tym, że moje działanie prowadzi do rozregulowania systemu centralnego ogrzewania domu i za jakiś czas w innych mieszkaniach pojawi się pleśń lub nawet grzyb.

Na otworze wentylacyjnym w łazience montuję ... mechaniczny wentylator.

Jedno mnie tylko usprawiedliwia: nie kląłem na Gierka za złą jakość budownictwa z wielkiej płyty.

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka