Już myślałem, że fala naukowego krytykanctwa (naukowe krytykanctwo – niedefiniowalny bełkot o obalaczach) przeszła, a jej ślady pozostały tylko w głowach degeneratów, ale jak pokazuje życie, po odbiciu się, notorycznym kłamcom przeszkadza spokojnie żyć zgaga.
Nie inaczej należy reagować na ten bełkot, którym karmi nas już kilka lat amerykański propagandzista o zacięciu statystyczno-fizykalnym.
W swojej ostatniej notce, będącej atakiem na Prof. Bazijewa (jedyny żywy uczony, o którym piszę "Profesor" z dużej litery) i jego ucznia, czyli mnie, upomniał tylko Pinopę, jako tego, który jest godny noszenia dumnego miana "OBALACZ".
Nie wydaje się wam to dziwne?
Powód jest prozaiczny: tylko my zasługujemy na to miano, gdyż przedstawiamy własne punkty widzenia na sposób postrzegania budowy Wszechświata i opieramy swój punkt widzenia na super mocnych podstawach – rezultatach eksperymentów dokonanych przed nami (Prof. Bazijew) i statystyczno-teoretycznych wypocinach fizyki teoretycznej (Pinopa).
Nas oblewają stekiem wszelakiego brudu, ale nie dyskutują z nami merytorycznie i jest temu przyczyna. Dla merytorycznych dyskusji trzeba znać przedmiot dyskusji, a te betonowe łby nie przyjmują niczego nowego do wiadomości.
W ich mózgach robocze są tylko te kanały, które przepuszczają wiadomości dla jakich te kanały zostały stworzone. To tak jak na liniach uboju kurczaków. Można na nich przemieszczać zabite kurczaki, ale nie da się na nich przemieszczać półtusz świńskich.
Nic wam to nie przypomina? Czy nie tak pracują mózgi hierarchów koćcielnych? Kim w tej sytuacji jest ks. Lemański? Czy nie jest kijowskim odpowiednikiem postępu?
Dzisiaj jest on jeden, ale ... spokojna wodapod każdy kamień się toczy.
Przez salon przetoczyły się dwie dyskusje. I obydwie absolutnie jałowe. Jedna o "obalaczah", a druga o STW.
Mam tą satysfakcję, że jedna o mnie, a druga o niczym. A która okazało się ważniejsza? Możecie wnioskować o tym, która wywołała zgagę u amerykańskiego bujwoła.
