waldemar.m waldemar.m
331
BLOG

I co dalej …

waldemar.m waldemar.m Polityka Obserwuj notkę 14

Tym zawisłym w powietrzu pytaniem-refleksją wyraziłem swój stosunek do wydarzeń, które miały miejsce w czwartek 24 lipca w ukraińskim parlamencie.

 

A działo się dużo i to "dużo" nad wyraz przypominało 2005 r.

 

Wtedy też była koalicja, były plany, były uzgodnienia, był swój prezydent i był ... STRACH. Strach totalny. Strach paraliżujący!

 

Strach, który nie pozwalał rozsądnie i logicznie myśleć.

 

Strach, który zmuszał do tego, żeby w każdym widzieć wroga, a w każdym wrogu widzieć Brutusa.

 

Strach, który dał o sobie znać w dniu wyborów spikera parlamentu. Ukraina oniemiała.

 

Było wiadomo, że jeden koalicjant dostał post prezydenta ("Nasza Ukraina" - Wiktor Juszczenko), a drugi – post premiera ("Batkiwszczyna" – Julia Tymoszenko). Oczekiwaliśmy, że naturalną koleją rzeczy te dwie partie wysuną na post spikera parlamentu trzeciego koalicjanta, Lidera Socjalistycznej Partii Ukrainy – Aleksandra Moroza.

 

Jednak okazało się, że oczekiwania ludzi i sojuszników to jedno, a wąsko rozumiane korporatywne interesy, to drugie. Na ten post zaproponowano Pietra Poroszenko (kuma prezydenta!).

 

Ukraina zrozumiała, że "garnki zostały potłuczone".

 

To samo odbyło się wczoraj.

 

Od wyboru Poroszenko na urząd Prezydenta Ukrainy minęło tylko 2 miesiące, a wczoraj w parlamencie miała miejsce erupcja strachu, a nie patriotyzmu, jak niektórzy próbują przedstawić zdradę "Udaru" i "Swobody" względem "Batkiwszczyny".

 

Wszystkie frakcje i grupy koalicji, na porannym spotkaniu ustaliły następujący porządek dnia:

 

1. Głosowanie prezydenckich i rządowych ustaw ważnych dla ATO i ekonomiki Ukrainy.

 

2. Godz. 16-17 odczytanie oświadczeń frakcji i grup o wychodzie z koalicji.

 

Porządet ten został złamany przez frakcję "Udar", która ubzdurała sobie, że Turczynow (Spiker parlamentu od frakcji "Batkiwszczyna") nie da możliwości odczytania tych oświadczeń.

 

Doszło do paradoksalnej sytuacji. Lider frakcji "Udar" wygłosił ok. godziny 12:00 oświadczenie o wyjściu jego frakcji z koalicji, nie wychodząc na trybunę parlamentu. Wykorzystał tą okoliczność, że udzielono mu głosu w dyskusji nad pewnym projektem ustawy i odczytał tekst oświadczenia z miejsca.

 

Zdumieniu spikera nie było końca. Ja też odebrałem takie zachowanie frakcji "Udar", jako ostatnie chamstwo.

 

Rozwalona koalicja ponownie nie dała głosów na trzy najważniejsze projekty ustaw:

 

1. Ustawa o nowych rodzajach podatków na najbardziej dochodowe gałęzie przemysłu (energetyka).

 

2. Ustawa o zmianie budżetu Ukrainy, pozwalająca rządowi zwiększyć wydatki na ATO w tym roku o 9 mld hrywien.

 

3. Ustawa o przekazaniu w koncesyjne zarządzanie siecią gazową w Ukrainie.

 

Po "Udarze" na trybunę parlamentu wyszedł Lider frakcji "Swoboda", Tiagnibok i ... oświadczył o wychodzie z koalicji.

 

Jakby tego było mało, na trybunie zjawił się "lider" Grupy "Niezależna Europejska Ukraina" Jeremiejew i dodał swoje trzy grosze o wyjściu z koalicji.

 

I wszystko byłoby "OK!", gdyby chłopcy o czymś nie zapomnieli.

 

Okazało się, że zapomnieli o tych swoich amokalnych upojeniach przyszłymi wyborami poinformować koalicyjnego Premiera Ukrainy (wyobrażam sobie jego minę, gdy dowiedział się o tym z telewizora i z telefonów zaniepokojonych ambasadorów – USA i EC).

 

Posiedział, pomyślał, dojrzał, zebrał się w sobie i przyjechał po południu do Wierchownej Rady.

 

Wyszedł na trybunę i ... zrobił to czego od niego najmniej oczekiwali.

 

Złożył oświadczenie o swojej dymisji.

 

Cisza! Cisza! Cisza!

 

Do chłopców, epatujących Ukraińców swoimi "odważnymi" oświadczeniami o bohaterskim wyjściu z koalicji, czyli podłożeniem się pod Prezydenta Poroszenko, dotarło, że nie wzięli wszystkiego pod uwagę.

 

To, że Jaceniuk podał do dymisji stało się nowością dnia i odrzuciło w niebyt informację o rozwiązaniu koalicji.

 

Na drugi dzień, to jest w piątek 25.07. wszyscy szukali Premiera, który złożył swoje obowiązki na plecy wicepremiera Grojsmana i ... gdzieś zniknął.

 

Politykum było w szoku. Wszyscy rozmawiali tylko o tym, że premier nie miał prawa zrobić im tego "świństwa" i poddać się do dymisji (oni to mieli prawo podstawić premierowi nogę, ale on nie miał prawa reagować tak, żeby im stworzyć problem).

 

Agencje informacyjne podawały, że z Jaceniukiem rozmawiali w Stanach i w Europie, ale milczały na temat tego, czy rozmawiał z nim Poroszenko.

 

W najlepszej sytuacji byłem ja. W czwartek udało mi się porozmawiać z pomocnicą posłanki Iriny Geraszczenko (partia "Udar"), Pełnomocnika Prezydenta Poroszenko d/s Pokojowego Uregulowania Konfliktu w Donieckim i Ługańskim Obwodach, byłego Sekretarza Prasowego Prezydenta W.A. Juszczenko.

 

Umówiliśmy się, że przygotuję list w sprawie sposobu rozwiązania parlamentu i wraz z kopiami dwóch projektów dekretów Poroszenki (mojego autorstwa), wyślę je do Wierchownej Rady.

 

Dwie minuty po naszej rozmowie wyłączyli nam prąd. Spłonął transformator, a przy okazji drzewo upadając oberwało linię 10 kV.

 

Musiałem czekać aż do wieczora. W tym czasie obejrzałem wszystkie nowości telewizyjne i agencyjne i zrozumiałem, że między koalicjantami pojawił się strach.

 

Strach brał się z nieufności do samych siebie, oraz z niemożliwości zrozumienia co robić dalej.

 

Przecież Jaceniuk wyszedł z Sejmu, na chwilę pojawił się w Budynku Rządu, odbył posiedzenie rządu, przekazał obowiązki Grojsmanowi i ... przepadł.

 

W nocy wysłałem korespondencję i ... czekałem na reakcję p. Iriny.

 

Od tego momentu zaczyna się mój osobisty wątek w wydarzeniach dotyczących rozpadu koalicji, rozwiązania parlamentu i dymisji Premiera Jaceniuka.

 

Ale o tym w osobnej notce. 

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka