waldemar.m waldemar.m
619
BLOG

Feynmanowskie kuglarstwo wiecznie żywe.

waldemar.m waldemar.m Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Wszyscy stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, że mam troje wnuków i że od roku są oni uczniami. A jak są uczniami, to uczą się matematyki, co daje mi fantastyczne powody do śmiechu.

 

Już raz przytaczałem przykład jednego idiotycznego zadania, którymi są naszpikowane współczesne podręczniki do matematyki. Te idiotyzmy spotyka się w podręcznikach do wszystkich klas.

 

A jak spotyka się u nas, w Ukrainie, to napewno spotyka się też w polskich podręcznikach. Nie może być inaczej, gdyż przy takich kadrach w oświacie ... resztę sobie dośpiewajcie.

 

Za moich czasów takich idiotyzmów nie było. Więc skądś to przyszło, tylko skąd. Przyglądałem się Wschodowi – nie widziałem. Przyglądałem się Zachodowi – nie mogłem znaleźć.

 

Aż nagle "niezastąpiony" Atej znalazł się tu jak tu i przytoczył cytat, który powiązał te idiotyzmy ze źródłem. Jeszcze raz dostałem potwierdzenie, że wszystko co "zgniłe" trafia do nas z Ameryki i jest związane z fizyką:

 

Cytat:
«Dla uczniów, których pragnienia współzawodnictwa nie mógł zaspokoić baseball, nowojorskie szkoły średnie organizowały Międzyszkolną Ligę Algebry, czli zespołowe konkursy matematyczne. Podczas zajęć kółka fizycznego Feynman i jego koledzy badali falowy charakter światła, wiry dymu oraz powtórzyli klasyczne doświadczenie kalifornijskiego fizyka Roberta Millikana, polegające na obserwacji ruchu kropelek oliwy w polu elektrycznym w celu wyznaczenia ładunku elektronu. Nic jednak nie ekscytowało go tak bardzo jak konkursy matematyczne. Pięciosobowe zespoły spotykały się w klasie; członkowie poszczególnych zespołów siedzieli jeden za drugim.
Nauczyciel przedstawiał kilka wyjątkowo zmyślnych zadań. Z założenia ich rozwiązanie nie wymagało rachunku różniczkowego - wystarczała do tego zwykła algebra - ale proste zastosowanie wyuczonych w klasie reguł nie pozwalało uzyskać rozwiązania w wyznaczonym czasie. Rozwiązanie wymagało znalezienia jakiejś "sztuczki", inaczej trwałoby zbyt długo. Czasami uczniowie znajdowali takie, jakich nie przewidział autor zadania.
Nauczyciele uczyli wówczas dzieci, że zastosowanie właściwej metody jest ważniejsze niż uzyskanie właściwej odpowiedzi. Podczas konkursów znaczenie miał tylko wynik. Uczniowie mogli wypisywać bzdury, pod warunkiem że znajdą odpowiedź i zaznaczą ją kółkiem. Musieli uczyć się umysłowej elastyczności i szukania okrężnych metod. Szukanie odpowiedzi w sposób bezpośredni zawsze było wyłącznie ostatecznością. Feynman pasjonował się tymi konkursami. Inni chłopcy byli przezydentami i wiceprezydentami, natomiast Ritty był kapitanem zespołu, który zawsze wygrywał. Drugi członek zespołu, siedząc za Feynmanem i gorączkowo rachując, często widział kątem oka, że kapitan siedzi i nic nie pisze. Richard nigdy nie rachował, póki nie znał odpowiedzi. Na przykład takie zadanie. Prędkość prądu w rzece wynosi trzy mile na godzinę, a prędkość łodzi względem wody cztery i jedna czwarta mili. Z łódki wypada czapka. Po czterdziestu pięciu minutach wioślarz zauważa brak czapki i natychmiast zawraca. Jak długo musi wiosłować, żeby dogonić czapkę?
To jeden z prostszych problemów. Gdy ktoś ma dość czasu, może go szybko rozwiązać w rutynowy sposób. Ale uczeń, który od razu zaczyna dodawać i odejmować prędkości jest skazany na porażkę.[...]»
[J. Gleick, "Geniusz", str. 38]

 

Fajne, ale idiotyczne zadanie. Jedno co jest pewne, to ta okoliczność, że czapka, która wypadnie z łodzi, bądzie się poruszać z prędkością wody i w tym samym kierunku co woda. Reszta to czarna magia, którą można porównać tylko z wariacjami Wilczka.

 

Każdy normalny człowiek, którego mózg nie był i nie jest skażony relatywistyką i kwantomanią fizykalną udzieli na takie zadanie następującej odpowiedzi:

 

Tak sformułowane zadanie nie ma rozwiązań!

 

Ale my przecież doskonale wiemy, że jesteśmy w otoczeniu baranów naukowych, które na widok czapek na wodzie tracą resztki rozumu i epatują się piruetami łódek wiosłowych na wodzie.

 

Bufony, Dedony i różna nieczyść, prześciga się w polowaniu na materię nieożywioną, i nikomu nie przyjdzie do głowy, że układacz zadania, a priori zapomniał napisał w którą stronę płynął łódkarz zwany po amerykańsku wioślarzem i jak zwało się ten cyklon, który wydmuchał jego pływającą czapeczkę z kutaskiem z łódki na wodę.

 

Pytacie, po co ja o tym wszystkim piszę?

 

Ponieważ uważam, że lepiej mówić szczerze to co się myśli, niż milcząc myśleć czort wie o czym! 

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie