waldemar.m waldemar.m
1123
BLOG

"Zeznanie" przestępcy (mimo woli – i o ile!).

waldemar.m waldemar.m Rozmaitości Obserwuj notkę 26

W 1986 r. dałem się namówić grupie kolegów na przejście do prywatnego sektoru gospodarki. Ja miałem wiedzę, zdolność do kreowania nowych kierunków działania i wygrałem główną wygraną w Totalizatora Piłkarskiego (Liga angielska), a moim kolegom, rzemieślnikom, wydawało się, że mają pieniądze i bazę dla organizacji nowego biznesu opartego na mojej wiedzy.

 

Tak się też stało. Firmę zarejestrowaliśmy na jednego z nich, a ja zająłem się jej organizacją. Chemia w budownictwie, czyli nowoczesne metody termoizolacji. Cały podstawy sprzęt został kupiony za moje pieniądze.

 

Z marszu załatwiłem pierwszego klienta, który zlecił nam od razu prywatną robotę za kilka milionów złoty, czym wracał nam wszystkie nakłady inwestycyjne. Na dzień przed finansowym rozliczeniem z klientem, kolega na którego była zarejestrowana firma poinformował mnie, że ma zamiar sam poprowadzić działalność gospodarczą. Trzasnąłem mu drzwiami przed nosem i zostałem z 50 złotami w kieszeni.

 

Tego samego dnia znalazłem ciekawe ogłoszenie w jakiejś gazecie. Zadzwoniłem i ... dostałem odmowę. Sprzęt o który pytałem produkowała wprawdzie prywatna firma, ale on był tak drogi i tak specjalistyczny, że kupcami były tylko państwowe firmy. To był system do pomiaru współczynika oporu cieplnego ścian.

 

Ja jednak jestem chyba "odważny" (jak to określił A. Scios), gdyż zdecydowałem się pojechać na drugi koniec Polski i ... kupiłem ten sprzęt. Za co kupiłem? W dług. Producent był absolwentem tej samej uczelni co ja.

 

Rozpoczęła się moja przygoda z prywatnym biznesem. Od nauki. Robiłem badania przewodności cieplnej ścian i opracowywałem rekomendacje ich termoizolacji. Interes ruszył powoli, ale przynosił zyski i pozwalałz ufnością myśleć oprzyszłości.

 

Od badań do produkcji materiałów izolacyjnych, a od produkcji tych materiałów do wykonywania kompleksowych termoizolacji i modernizacji budynków spółdzielczych z wadami budowlanymi. To były dwa lata radykalnego wzrostu.

 

Musiałem zapisać się do spółdzielni rzemieślniczej (wszystko to odbywało się w PRL), żeby dostać prawo do zakupu styropianu. Mnie na jeden budynek potrzeba było od 600 do 6000 m2 styropianu, a Ministerstwo przyznało mi na cały rok 2,5 m2. To były czasy!

 

Jednym słowem: za 1,5 roku ociepliłem 250000 m2 ścian podłużnych i 50000 m2 dachów. To były absolutne rekordy świata. Gdy zaczynałem termoizolacje nie miałem ani jednego narzędzia do wykonywania tych robót. Gdy oddawałem majątek Urzędowi Skarbowemu (dobrowolnie i z własnej inicjatywy!!!) to na stanie miałem między innymi 42 dźwigi wieżowe.

 

Kto wie, co to są termoizolacje budynków wielomieszkaniowych, ten potwierdzi moje słowa.

 

W 1990 roku byłem wybrany radnym Rady Miejskiej, a w 1991 r. startowałem w wyborach do Senatu. Polityki mi się zachciało. Skończyło się nasłaniem na mnie NIK-u (skąd my to znamy). Okazało się, że ta instytucja nie ma prawa na kontrolę prywatnej firmy, ale ja dałem taką zgodę. Po pewnym czasie NIK odstąpił od kontroli, gdyż nie potwierdziły się żadne zarzuty będące przedmiotem donosu.

 

NIK odstąpił, ale ... Urząd Skarbowy i Izba Skarbowa przystąpiła. Kontrolowali mnie tak długo, aż zablokowali mi wszystkie umowy gospodarcze (oprócz zagranicznych). Na prośbę klientów (w pierwszym rzędzie spółdzielni) dałem zgodę na rozerwanie wielomiliardowych umów. Widząc co się dzieje, skupiłem się na intersach w Rosji i Ukrainie, gdzie już w tym czasie miałem założoną firmę.

 

Cierpliwość, nawet moja miała swoje granice, więc któregoś dnia poszedłem do sądu zgłosić bankructwo. Mojego wniosku nie przyjęto, gdyż pomimo wielomiliardowego majątku, nie miałem czym zapłacić kolosalnej sumy za wszczęcie postępowania. Na majątku łapę położył ... Urząd Skarbowy.

 

Jedyne, co w tej sytuacji uważałem za sensowne, to zrobienie pełnego wykazu majątku. Jestem przekonany, że byłem jedyną prywatną firmą w Polsce, której cały majątek był zinwentaryzowany, opisany i księgowany przy pomocy komputerów sprowadzonych ze Stanów Zjednoczonych). Od budynków i ziemi do najmniejszej śrubki!

 

Wykaz odniosłem naczelnikowi US i powiedziałem, że na majątku zostawiam pełnomocnika i w uzgonieniu z nim, nich robią co chcą z tym majątkiem.

 

Nic nie robili. Wielomiliardowy majątek był powoli rozkradany, a US nie robił nic. Dopiero po roku interweniowałem w US, który przeprowadził sanację majątku (syndyk).

 

Gdy zaczynałem biznes miałem 50 zł. Gdy kończyłem – nie miałem nic. Wszystko oddałem Państwu. Absolutnie wszystko.

 

Gdybym nie popełnił podstawowych błędów, to jeszcze moje 5-te pokolenie mogłoby żyć za te pieniądze, które ja zarobiłem, jednak widocznie nie byłem ich wart, lub miałem do wykonania inne zadanie na Ziemi, jeżeli Bóg ukarał mnie właśnie w taki sposób.

 

Czy żałuję? Chyba tylko tych krzywd, które przyczyniłem mojej żonie i dzieciom, oraz tym pracownikom, którzy do dzisiejszego dnia darzą mnie szacunkiem.

 

Z drugiej strony, gdybym był "Palikotem", to nie miałbym tej satysfakcji z intelektualnego rozwoju, jakiego doświadczyłem w ostatnich 10-ciu latach.

 

Od momentu pozostawienia biznesu w rękach US, do wyjazdu z Polski w 1994 r., minęło 3 lata. Wyjeżdżałem z Polski w sprawach doręczonych mi przez wysoko postawione osoby w Warszawie. Wyjeżdżałem na 3 dni, ale okazało się, że był to bilet w jedną stronę.

 

Trzy lata nikt nie miał do mnie niczego. byłem w stałym kontakcie z US i innymi urzędami. Dopiero w kilka miesięcy po moim wyjeździe komuś przypomniało się, że ja "wprowadziłem go w błąd" w rozporządzeniu jego majątkiem. To co ja mam mówić?

 

Napewno interesuje wszystkich kiedy się o tym dowiedziałem. Stało się to w 2004 r., gdy "odmówiono mi" wydania paszportu (oficjalnie nikt mi nie odmówił), chociaż w 2002, na żądanie władz Ukrainy występowałem do władz Polski o zgodę na życie w Ukrainie i ... takową dostałem!!! Tak mnie to wyprowadziło z równowagi, że napisałem dość ostry list do Prezydenta RP.

Taki ci ze mnie przestępca, a wina moja jest chyba bezmierzna!

Poniżej kopia listu do Prezydenta RP z uzasadnieniem.

 

Waldemar Mordkowicz

02-192 Kijów, Ukraina

ul. O.Bojczenko 15/36

tel. +380-50-584-8523

 

sprawa: odmowa wydania stałego paszportu

 

 

Jego Ekscelencja

 

PREZYDENT RP

Aleksander Kwaśniewski

 

Szanowny Panie Prezydencie,

 

           W związku z upłynięciem terminu ważności Paszportu AA 3455591, wydanego mi w dniu 15 listopada 1993 przez Wojewodę Włocławskiego, zwróciłem się w dniu 6 września 2004 r. do Generalnego Konsulatu Rzeczpospolitej w Kijowie z prośbą o zamianę starego paszportu na nowy.

Jakież było moje zdumienie, gdy kilka dni później zostałem wezwany do Konsulatu, gdzie poinformowano mnie ustnie, że nie otrzymam nowego 10-cio letniego paszportu i zaproponowano mi wykupienie jakiegoś paszportu X (ważny kilka dni i tylko na podróż do Polski).

Ponieważ prosiłem Konsulat o zwolnienie mnie od opłaty konsularnej, jaką pobiera się w takich wypadkach, uzasadniając to trudną sytuacją finansową spowodowaną ciężką chorobą (a ja chcę, czy nie chcę, ale za leczenie muszę płacić sam), więc moje zdumienie było jeszcze większe, gdy pracownik konsulatu, nie bez "dzikiej" satysfakcji (publicznie i przy wielu ukraińskich interesentach) poinformował mnie, że za wydanie terminowego paszportu będę musiał wnieść pełną opłatę konsularną, ponieważ w procedurze wydawania tych paszportów, ulg w opłatach konsularnych nie stosuje się.

Po usilnych naleganiach dowiedziałem się (nieoficjalnie), że możliwość wydania mi 10-cio letniego paszportu została zablokowana Wojewodą Włocławskim, gdyż według informacji tego urzędu mam prawdopodobnie jakieś nierozliczone sprawy z Urzędem Skarbowym we Włocławku.

Nie będę ukrywał, że jestem w szoku, gdyż dwa lata temu, gdy oficjalnie starałem się u ukraińskich władz, o wydanie mi zgody (tymczasowej) na życie w Ukrainie, musiałem zgodnie z procedurą otrzymać taką zgodę od władz Rzeczypospolitej i ją otrzymałem (jak mnie wtedy informowano - po dokładnym sprawdzeniu stanu moich spraw w kraju).

Szok ten mogę dzisiaj porównać tylko z tym, jakiego doznałem, gdy w Internecie zobaczyłem informacje o brutalnym, cynicznym, typowo polskim ataku pewnych ludzi (chociaż ja myślę, że małokalibrowych politykierów) na Pańską małżonkę, a tym samym na Pana osobiście i Pański urząd.

Proszę przyjąć do wiadomości, że w tych nieprzyjemnych dla Pana i Pańskiej małżonki chwilach jestem z Państwem i mam nadzieję, że sytuacja, w której się Państwo znaleźli lepiej pozwoli Panu zrozumieć los ludzi "zaszczutych" bezimiennym "wrogiem" (oczywiście tak w moim, jak i w Państwa przypadku za pojęciami "Urząd Skarbowy" i "Komisja Sejmu" kryją się konkretne indywidua).

 

Proszę Pana Prezydenta o spowodowanie zmiany decyzji w sprawie wydania mi 10-cio letniego paszportu, a jeśli uzna Pan to za niemożliwe, proszę ten list traktować jak oficjalne zrzeczenie się polskiego obywatelstwa.

 

Z nadzieją na to, że zwycięży zdrowy rozsądek pozostaję z poważaniem.

 

Kijów, 23 września 2004 r.

Załącznik: merytoryczne uzasadnienie.

 

 

Panie Prezydencie,

 

Oświadczam, że nigdy, nikomu i niczego nie ukradłem, a już tym bardziej swojej ojczyźnie, której "reprezentantem", w moim przypadku, okazał się Urząd Skarbowy! Od 1987 roku żyłem i pracowałem na własny rachunek tworząc, w tym przełomowym dla Polski czasie, kilkaset miejsc pracy i zasilając kasę Urzędu Skarbowego we Włocławku ogromnymi sumami podatków od środków przyciągniętych do tego miasta w ramach programu usuwania wad budowlanych we Włocławku, które to zadanie przyczyniło się do rozwoju sfery termoizalacji w Polsce

Na ten cel budżet wydzielał ogromne koszty, ale w wyniku rozwoju produkcji materiałów dla wykonywania robót termoizolacyjnych, a także w wyniku rozwoju tej sfery usług, wszystkie wydatki budżetu wróciły doń z ogromnym zyskiem.

Od 1987 roku pracowałem na własny rachunek, kosztem czasu mojej rodziny i swojego zdrowia, zapewniając dodatkowo moim pracownikom ekstra bezpłatną opiekę zdrowotną.

Wszystko co robiłem, robiłem dla ludzi i z myślą o ich przyszłości, w zamian za co, nasłano na mnie w 1990 roku kontrolę NIK-u, który to organ nie stwierdził żadnych uchybień w mojej działalności. Gdy okazało się, że NIK odstąpił od sporządzenia protokołu (jak mi wyjaśniono w centrali tego organu, taka była wtedy procedura, gdy nie stwierdzało się żadnych uchybień i naruszenia interesów państwa) jakieś siły (myślę, że dzisiaj Pan lepiej, niż kiedykolwiek przedtem, rozumie o czym ja piszę) spowodowały nieustające kontrole Urzędu Skarbowego i Policji Skarbowej w moich firmach.

Rezultat mógł być tylko jeden – całkowicie zablokowano moją działalność gospodarczą i społeczną (w dużej mierze charytatywną). Nie widząc możliwości kontynuowania swojej działalności, okradziony przez pracowników, a w pierwszym rzędzie przez ludzi. którym zaufałem do tego stopnia, że dałem im prawo podpisywać finansowe dokumenty, pozbawiony przy tym wszystkim płynności finansowej, chciałem jak normalny człowiek zakończyć swoją "przygodę z wielkim biznesem". Udałem się do Sądu gospodarczego zgłosić upadłość. Miałem kolosalny majątek, którego sprzedaż mogła bardzo spokojnie zaspokoić roszczenia skarbu państwa, pracowników, banków i innych wierzycieli, ale sąd odmówił mi przyjęcia mojego zgłoszenia, żądając opłaty horendalnie wysokich sum za wszczęcie postępowania.

Ządania tego nie mogłem spełnić, gdyż mój majątek był nieoficjalnie "pod aresztem" policji skarbowej. Jedyne co mogłem zrobić i co faktycznie zrobiłem, to "przekazanie" majątku Urzędowi Skarbowemu we Włocławku w formie pełnych, komputerowych wykazów majątku (osobiście naczelnikowi Urzędu) oraz ustanowienia pełnomocnika.

Powie ktoś, że przecież mogłem się sądzić z tymi, którzy mnie okradali. Nie tu było! Bardzo szybko wyjaśniono mi gdzie jest moje miejsce. Ja byłem tak zwanym "spadochroniarzem" (nie urodziłem się we Włocławku, a przeprowadziłem się do tego miasta w ramach kontraktu na budowę Kompleksu PVC - obecnie "Anwil"), a wszyscy, którzy mnie okradali byli rdzennymi włocławianami, a więc za nimi stali ich bracia, kuzyni, szwagrowie, teściowie, itd, trzymający w tym mieście pełnię władzy, od wykonawczej do sądowniczej (w tym służbę zdrowia, policję, więzienictwo, nie mówiąc już o urzędzie skarbowym i policji skarbowej).

Jedyne co mogłem zrobić to wypowiedzieć się tak jak L.Miller o Raporcie Ziobro:

Goebbelsowskie kłamstwo wprowadzone goebbelsowską metodą; jeśli jest sprawiedliwość na tym świecie, to zwolennicy takich rozwiązań powinni skończyć tak jak Goebbels - tak decyzję Sejmu skomentował b. premier Leszek Miller.

           Najlepiej to zrozumiałem gdy policja ostrzelała mnie i moich pracowników ostrą amunicją wdzierając się na terytorium firmy, której byłem Pełnomocnikiem. Znaleźliśmy łuski od naboi wystrzelonych w nas i wręczyłem je adwokatowi, żeby wszczął odpowiednie postępowanie. W rezultacie, adwokat łuski oddał komendantowi policji wojewódzkiej we Włocławku i przekazał mi jego radę: niech się uspokoi, bo może być jeszcze gorzej.

           Łatwo sprawdzić, że firma przestała funkcjonować już w 1991 roku (wystarczy sprawdzić konta bankowe i umowy ze Spółdzielniami Mieszkaniowymi we Włocławku), a ja wyjechałem z Polski w 1994 roku. Gdzie był Urząd Skarbowy we Włocławku? Gdzie był Wojewoda, który 15 listopada 1993 roku wydawał mi 10-cio letni paszport?

Wszystkie zarobione pieniądze inwestowałem lub przeznaczałem na działalność i pomoc społeczną.

Założyłem pierwszy prywatny klub sportowy w Polsce ("Alchem" Włocławek"), zawodnicy którego byli wielokrotnymi mistrzami Polski i godnie reprezentowali Polskę w całym świecie.

Pomagałem polskiemu boksowi (byłem wiceprzewodniczącym Polskiej Fundacji "Ring") i Reprezentacji Polski na Igrzyska Paraolimpijskie, za co byłem Przez Pana Prezydenta nagrodzony honorową odznaką PKOL.

Dopomagałem materialnie PCK i włocławskim szkołom. Finansowałem remonty szkół wiejskich i wyposażenie dzieci w sprzęt sportowy. Wysyłałem dzieci na zdrowotny wypoczynek i przyjmowałem grupę ukraińskich dzieci (pracowników Zakładu "Chimwolokno" z Kijowa) na letnim wypoczynku w Warszawie.

Finansowałem wizytę Papieża Jana Pawła II we Włocławku i organizację Obchodów 200-lecia Konstytucji 3-go Maja na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie i miałem przyjemność z Panem Prezydentem porozmawiać.

Byłem fundatorem pierwszego "wyjazdowego" Turnieju bokserskiego im. F.Sztama, półfinały którego odbyły się we Włocławku. Dzięki nawiązanym podczas tego turnieju kontaktom, otworzyłem dla Polski oszałamiające możliwości ekonomicznego wzrostu, które jednak nie zostały wykorzystane przez ówczesnego Prezydenta, Lecha Wałęsę (Polska dostała szansę prywatyzować przemysł metali kolorowych w Rosji!!!).

Uczestniczyłem w historycznym akcie deklarowania przez Polskę swojego euroatlancyckiego zwrotu w zewnętrznej polityce (pierwsza wizyta delegacji niezależnej Polski w NATO), który był początkiem zakończonego za Pana kadencji integrowania się Polski z Europą.

Przez te dziesięć lat tułaczki, którą zgotował mi mój los (przy mojej pomocy oczywiście), przeżyłem wiele tragicznych momentów, często znajdując się na krawędzi biologicznego istnienia, ale zawsze (podkreślam zawsze) starałem się dbać o dobre imię Polski i Polaków w świecie. Chyba mi się to udawało, jeśli oficjalne organy drugich państw powierzały mi bardzo odpowiedzialne zadania i darzyły mnie takim zaufaniem, że nawet miałem prawo podpisywania oficjalnych dokumentów. Obecnie pełnię funkcję Doradcy Mera Humania (o czym, jak myślę, jest Pan Prezydent poinformowany) i nie zważając na takie a nie inne zachowanie Ambasadora Rzeczpospolitej w Ukrainie, udało mi się doprowadzić do zbliźniaczenia Humania i Łańcuta.

Z Polski wyjechałem na prośbę członków polskiego rządu w celu przeprowadzenia oficjalnych rozmów z Gruzją (miałem bezpośredni dostęp do E.Szewardnadze, Premiera Gruzji i Prezydenta Nacjonalnego Banku Gruzji). Porzucony przez francuskich partnerów wylądowałem w Ukrainie i nie mając środków na życie musiałem tu zostać. Cały jednak czas utrzymuję z Polską aktywny kontakt i codzienie, dzięki internetowi uczestniczę w jej życiu.

Dzisiaj jestem tak związany z Ukrainą, że swoją przyszłość (już niedługą) muszę wiązać z tym krajem, znajdując najbardziej korzystne dla Polski warianty swojej aktywności. Mam już za dużo lat i jestem zbyt chory, żeby móc sobie pozwolić zaczynać wszystko od nowa. Nie stać mnie również na to, żeby w warunkach przewidywanej nagonki i nietoleracji, być zamkniętym w czterech ścianach na państwowym wikcie (to bardzo prawdopodobne, gdyż jak się zdążyłem zorientować, po ulicach chodzą ci, których stać na kupno wymiaru sprawiedliwości, a w więzieniach gniją, lub na więzienia czekają ci, których całą winą była ich, nikomu niepotrzebna, uczciwość).

Kończąc te krótkie wyjaśnienia pragnę jeszcze raz podkreślić:

Wyjechałem z Polski w tym co miałem na sobie. Wszystko czego się dorobiłem zostawiłem skarbowi państwa. Mało tego, policja skarbowa we Włocławku, mając w swoim rozporządzeniu mój wielomiliardowy majątek umądrzyła się licytować rzeczy, stanowiące wyposażenie rodzinnego mieszkania (np: zamrażarkę), a państwo, tracące corocznie dzięki przekupności swojego urzędniczego aparatu miliardy dolarów, popełnia swoją "kasę" kontrybucją renty mojej żony - inwalidy!!!

 

Waldemar Mordkowicz

                                                                                                        Kijów, 24 września 2004 r

 P.S.: Wyrażam wdzięczność Panu A. Sciosowi za odnalezienie informacji o moim poszukiwaniu i jej upublicznienie. Tym działaniem dokazał, że to co o nim myśleli nie mając namacalnych dowodów - to prawda!

 

waldemar.m
O mnie waldemar.m

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości